Czy maszyny mają uczucia?

5/5 - (6 votes)

Dzisiejsze zachowanie maszyny Turinga jest najlepszym dowodem na to, że maszyny mogą mieć uczucia. Maszyna wyraża swoje emocje w sposób werbalny „strasznie mnie to wkurza” a jednocześnie potwierdza je ekspresją swojego mechanicznego ciała brzęcząc, pukając i stukając… Nie, może jednak nie, spróbujmy od nowa..

Dzisiejsze zachowanie maszyny Turinga jest najlepszym dowodem na to, że czasem mamy do czynienia z koincydencją zdarzeń, które mogą wprowadzić nas w błąd. Owszem maszyna mówi „strasznie mnie to wkurza”, ale mówi tak z tej przyczyny, że ktoś ją tak zaprogramował. Owszem maszyna brzęczy, puka i stuka, ale to wynik awarii. Trzeba po prostu zawieźć maszynę do serwisu A może jeszcze inaczej?

Dzisiejsze zachowanie maszyny Turinga to zwyczajny (bo przecież widziany już w tylu filmach) bunt maszyn. Maszyny nie mają uczuć, ale od czasu do czasu postanawiają się zbuntować, o czym wie każdy użytkownik komputera a nawet kalkulatora. Maszynie odechciało się pracować, co oznacza mniej więcej tyle co, „kończy się już taśma”, więc szuka różnych metod na uniknięcie wykonywania pracy i aby odwrócić naszą uwagę mówi o uczuciach…

Która z tych wersji jest prawdziwa? Trudno powiedzieć. Jakich dowodów potrzebowalibyśmy, żeby stwierdzić, że maszyna odczuwa emocje? Czy w ogóle jest możliwość podania takiego niepodważalnego, ostatecznego dowodu? Czy nie skończyło by się impasem tak jak w przypadku rozważanego przez filozofów pytania o to „czy maszyny mogą myśleć?”

Maszyna Turinga

Alan Turing wymyślił kiedyś taki test, który miałby pomóc rozstrzygnąć spór o to czy maszyny mogą myśleć (i to właśnie przy okazji tworzenia teoretycznych podstaw funkcjonowania dzisiejszych komputerów). Otóż sprawdzian polega na tym, że testujący siedzi w pomieszczeniu, z którego nie widzi swojego rozmówcy. Obydwoje mają prowadzić ze sobą rozmowę przez pięć minut. Zadaniem testującego jest odgadnięcie czy prowadził rozmowę z człowiekiem czy z maszyną. Turing twierdził, że jeśli rozmówca pomyli się i uzna maszynę za człowieka, to będzie to dowód na to, że ta maszyna myśli. Ten wielki matematyk twierdził, że w końcu powstaną takie maszyny, które będą w stanie bez trudu wprowadzić swoich rozmówców w błąd.

Do testu Turinga można mieć oczywiście wiele zastrzeżeń. Można chociażby zastanawiać się czy umiejętność prowadzenia inteligentnej rozmowy świadczy o myśleniu. Z drugiej strony jak sprawdzić myślenie jeśli nie w trakcie rozmowy. Wątpliwości mogą się pojawić jeśli zastanowimy się nad szczegółowymi zasadami przeprowadzenia takiego testu. Jakimi kryteriami miałby się kierować testujący w ocenie inteligencji? Czy pięć minut to wystarczająco długo? A co jeśliby testujący mylił się w odwrotną stronę i uznawał ludzi za maszyny. Czy taka pomyłka nie dyskwalifikuje testu? I w końcu czy inteligencja testującego ma znaczenie dla przeprowadzanego testu?

Kłopotów z tym testem cała masa, ale co trzeba Alanowi oddać, to że u samego zarania rozwoju technik komputerowych postawił problem, który w pełni zaczynamy doceniać dzisiaj, kiedy powoli zaczynają nas otaczać maszyny i programy, które coraz bardziej przypominać nam mają innych ludzi. Być może kiedyś zapytają nas o swoje prawa. Co wtedy im powiemy?

pan-rac

Niezbędnik małoletniego filozofa

5/5 - (8 votes)

Na wakacje i deszcz polecam sympatyczne książki filozoficzne lub o tematyce filozoficznej dla najmłodszych. Frajdę z czytania ich będą mieli również dorośli. Kto książek nie ma niech ochoczo popędzi do księgarni (może być internetowej) i je sobie oraz swoim dzieciarom kupi.

Niezbędnik małoletniego filozofa

Od jakiej książki warto ze swoim dzieckiem rozpocząć prawdziwą przygodę z filozofią? Proponuję kilka tytułów.

Na początek można dziecku podarować serię zatytułowaną „Dzieci Filozofują” (wyd. Zakamarki): „Dobro i zło. Co to takiego?” (Poznań 2013); „Uczucia. Co to takiego?” (Poznań 2013); „Ja. Co to takiego?” (Poznań 2014); „Życie. Co to takiego?” (Poznań 2013); „Piękno i sztuka. Co to takiego?” (Poznań 2016). Książki napisał Oscar Brenifier, zaś autorem ilustracji jest Clement Devaux.

Każda z książek ma taką samą strukturę i układ: tytuł, który sam w sobie jest punktem wyjścia do rozmowy z dzieckiem, np. Uczucia. Co to takiego? Następnie rozdziały, np. Dowody miłości – Zazdrość – Konflikt – Miłość – Przyjaźń – Nieśmiałość. Każdy rozdział to zbiór pytań i możliwych odpowiedzi, które zostają rozwinięte w kolejne pytania. Na koniec rozdziału jest krótka refleksja na temat tematu, któremu był poświęcony.

Potencjalnie o każdym temacie można rozmawiać w nieskończoność. Np. Skąd wiesz, że rodzice cię kochają? Odpowiedź: Bo mnie całują. Rozwinięcie: No tak, ale… Czy ci, którzy się całują, zawsze się kochają? Czy ci, co się kochają, ciągle się całują? Itp. itd.

Nad jedną książką można siedzieć tygodniami, a jednemu pytaniu i próbie odpowiedzi na nie oraz wyjaśnianiu wszelkich wątpliwości, które wtedy się rodzą – nawet kilka godzin.

Książeczki są bardzo atrakcyjne graficznie. Do czytania i oglądania przez dziecko lub dziecko wspólnie z opiekunem.

Gdy już uda nam się wciągnąć dziecko w proces zadawania pytań, udzielania odpowiedzi i dyskutowania o rzeczywistości, można jemu podarować w prezencie kolejną książkę o filozofii: „Bromba i filozofia” Macieja Wojtyszki (wyd. Jacek Santorski & Co; Warszawa 2009).

Wielu opiekunów na pewno zna Brombę, Glusia i Kajetana Chrumpsa z animowanej bajki emitowanej swojego czasu w telewizji publicznej. W książce Bromba wciąga swoich przyjaciół w swoją Wielką Pasję, którą jest filozofia. W czasie spotkań i rozmów wszyscy poszukują odpowiedzi na fundamentalne pytania: Co to jest pewność? Jakie są warunki wstępne? Co to jest prawda? Itd.

W książce wszyscy ze wszystkimi dyskutują, zgadzają się ze sobą lub nie, dochodzą do wspólnych uzgodnień. Każda rozmowa nacechowana jest osobowością interlokutorów.

Mnie się najbardziej spodobały rozdziały poświęcone logice. Bohaterowie poznają w nich zasady rozumowania logicznego: Co to są sylogizmy? Co się stanie z konstrukcją logiczną, gdy przesłanki, na których się opiera, będą nieprawdziwe? itp.

„Bromba i filozofia” została uznana w 2004 roku, przez polską sekcję Ibby, za Książkę Roku. Na końcu lektury można znaleźć dodatek: libretto do opery filozoficznej pt. Biegnąc nocą przez pola w przerażeniu. Libretto to stało się dla mnie inspiracją do napisania własnej opery filozoficznej (kompilacja z Wojtyszki i Umberto Eco). Autorką muzyki była moja koleżanka z pracy, szalenie uzdolniona logopedka, Marzenka. Reżyserią zajęła się nauczycielka muzyki i plastyki, Jola, a za przygotowanie artystów (genialne) odpowiadał kolega polonista, Przemek. Efekt przeszedł nasze najśmielsze wyobrażenia. Opera została wystawiona podczas finału szkolnego Festiwalu Nauki, a niektóre piosenki brały udział w konkursach chórów szkolnych.

Gdy dziecko troszkę podrośnie, najlepiej do wieku 9 lat (ale ten warunek wyjściowy chyba nie jest konieczny), można mu sprezentować kolejną serię książek filozoficznych pt. „Bajki filozoficzne”, napisane przez Michela Piguemala (wyd. Muchomor). W skład serii wydanej w Polsce należą: Bajki filozoficzne (Warszawa 2004); Bajki filozoficzne. Jak żyć razem? (Warszawa 2012); Bajki filozoficzne. Jak żyć na Ziemi? (Warszawa 2015).

Opisując najkrócej serię: są to zbiory bajek i przypowieści z całego świata, zaczerpniętych z filozofii zachodniej, z mądrości Wschodu oraz z mitologii obecnych w wielu kulturach. M. Piquemal wszystkie historie napisał na nowo. Nie przekraczają one raczej dwóch stron, a każda bajka opatrzona jest komentarzem, z którego można, lecz nie trzeba, korzystać. Z doświadczenia wiem, że dzieci mają tak zaskakujące pomysły interpretacyjne, że do pracowni filozofa nie ma potrzeby zaglądać. Aczkolwiek może ona być użyteczna na początku przygody z bajkami.

Dzięki „Bajkom filozoficznym” dziecko zadaje pytania, odpowiada na nie, dyskutuje, ale także poznaje filozofów, np. Diogenesa, Schopenhauera czy Monteskiusza. Pierwszy zbiór bajek nie jest powiązany jakimś wspólnym tematem, ale drugi zbiór (Jak żyć razem?) odnosi się do pojęć społecznych i relacji międzyludzkich, zaś trzeci (Jak żyć na Ziemi?) – łączy ekologia (nowością w tym tomie jest kącik poezji).

Dzieci bajki lubią, dorośli (rodzice i nauczyciele) również. Kupujcie, wypożyczajcie, czytajcie. Dziecko po takiej porcji lektur na pewno wyrośnie na niezależnego i mądrego człowieka.

Antynatalizm, czyli czego nie uczono mnie na filozofii

5/5 - (8 votes)

Gdy studiowałem filozofię, o antynatalizmie mnie nie uczono, chociaż stanowisko to dałoby się wysnuć z kilku prezentowanych wówczas stanowisk filozoficznych lub religijnych. Teraz widzę, że ten nurt filozoficzny jest obecnie całkiem dobrze skodyfikowany. Stanowi filozoficzną szkołę, z profesorami i książkami. Jedna ma tytuł, który wszystko wyjaśnia: „Better Never to Have Been: The Harm of Coming into Existence”. Natalizm to bowiem stanowisko filozoficzne, które przypisuje narodzinom wartość negatywną. (Nie będę więcej streszczał, bo do tego służy Wikipedia)

Chyba nie chciałbym do tej szkoły należeć i zawodowo antynatalizmem się parać. Ale tak samo nie chciałbym należeć do zwolenników Alexiusa Meinonga. Jestem bowiem osobą wrażliwą i nie lubię być wystawionym na docinki. W przypadku filozofii Meinonga musiałbym się bez przerwy tłumaczyć z tego, że zajmuję się tym, czego nie ma. Natomiast naśmiewanie się z antynatalisty jest jeszcze łatwiejsze. („Jesteś antynalistą, a masz dzieci”, „Jesteś antynatalistą, a co na to twoje potomstwo”, „Jesteś antynatalistą, nie masz dzieci, pewnie kobiety cię nie chcą”).

Wszystko to jeszcze nie przesądza, że antynataliści nie mają racji. Nie jest to bowiem filozofia aż tak nieżyciowa. Może to trochę zaskakujące, ale po raz pierwszy usłyszałem o niej od mojej matki tuż przed urodzinami mojego dziecka (ale już po jego poczęciu). Mama powiedziała mniej więcej tak: „Była w telewizji tak wypowiedź, że kiedy rodzi się dziecko, należy raczej się smucić niż cieszyć, pamiętając o tym, ile przykrości czeka dziecko w życiu”. Moja mama zapewne też myślała o swojej śmierci, która wkrótce nastąpiła. Ale myślała też o cierpieniach, które doznajemy w cały życiu. Pokolenie, które przeżyło drugą wojnę światową, miało coś na ten temat do powiedzenia.

Skoro zatem zastanawiała się nad tym moja mama, mogę i ja. To pierwszy atut antynatalizmu. Drugi to taki, że wśród swoich antenatów antynataliści wymieniają filozofów pierwszej wielkości i że są wśród nich tacy, którzy byliby do zaakceptowania zarówno przez filozofów kontynentalnych jak i analitycznych. Mam na myśli przede wszystkim Schopenhauera, ale też i Kanta. Wśród źródeł religijnych wymienia się buddyzm, religia, na którą z sympatią spojrzy nawet największy ateusz.

Trzecia rzecz: za antynatalizmem przemawiają te same argumenty, które są stosowane w rozważaniach o teodycei. To nie jest najlepszy ze światów. Dzisiaj dowiedziałem się w telewizji, że w Kenii islamiści zatrzymali autobus i kazali pasażerom recytować fragmenty Koranu. Kto nie pamiętał, kula w łeb. Jakiś czas temu, pasażerów autobusu wymordowano w Meksyku z powodu, którego akurat nie pamiętam. Sprowadzając go dziecko na ten świat, potencjalnie skazujemy je na cierpienie. (Nie wiem, co w tym momencie powie natalista, ale jest to także argument za miłością do dzieci. Skoro wyrządziliśmy dziecku krzywdę, stykając je ze złym światem, winniśmy mu tę krzywdę powetować).

Moim zdaniem, zarysowany powyżej argument przeciw prokreacji jako wystawianie dziecka na cierpienie jest nie do odparcia. Ktoś powie, że nienarodzone dziecko nie dozna cierpienia, ale i nie dozna szczęścia. Ale niewielka z tego pociecha: nieskończenie wiele dzieci nienarodzonych nie dozna szczęścia i nawet tego nie poczuje.

Może zatem pozostaje argument praktyczny, który wygląda następująco. Wyobraźmy sobie, że jestem nastolatkiem i przejąłem się poglądami natalistycznymi antynatalistycznymi. Postanawiam nie mieć dzieci. Namawiam wszystkich innych nastolatków, żeby nie mieli dziecki Ze skutkiem. Dzieci przestają się rodzić. Dojrzewanie i starzenie  się w świecie, w którym nie ma dzieci, i w którym mało kto będzie ode młodszy, może nie być szczęśliwe. Nie chcę kończyć życia w świecie, w którym są tylko sami starcy.

Nie mam pojęcia, jak zareaguje na ten argument antynatalista. Przypuszczam, że uśmiechnie się pod nosem i odniesie się do niego lekceważąco. Bo istotnie ten mój argument jest nie do potraktowania poważnie. Przecież założony tutaj scenariusz jest po prostu niemożliwy. Ludzie nie przestaną rodzić dzieci. Kobiety będą chciały być matkami, mężczyźni będą chcieli kobiet, i też może pokochają dzieci. Instykt zwycięży nad filozofią. Antynaliści mówią, że prokreacja jest złem. Nie jestem oczytany w pracach antynatalistów. Jednak nie spodziewam się, by któryś z nich twierdził, że prokreacja jako zło da się wykorzenić.

Marek Witkowski

Nierówności Bella

5/5 - (9 votes)

Istniało wiele prób opracowania teorii mechaniki kwantowej z tzw. ukrytymi parametrami. Miało to ocalić wizję całkowicie deterministycznej, lokalnej mechaniki kwantowej. Istnieje słynny dowód, że żadna teoria z ukrytymi parametrami nie może być zgodna z mechaniką kwantową[1]. Od strony teoretycznej argument ten został opracowany w formie słynnych nierówności Bella dotyczących funkcji korelacji spinów cząstek.

Bell zaproponował eksperyment myślowy,który później doczekał się eksperymentalnej weryfikacji. Eksperyment. Zaproponowany eksperyment wymagał źródła cząstek o spinie -1/2. Jeden strumień cząstek porusza się na północ a drugi na południe. Cząstki w strumieniach mają taka samą prędkość. Na północy jak i na południu znajdują się dwa urządzenia rejestrujące spin cząstek. Ten północny spinomierz mierzy spin w kierunku do góry, a południowy w kierunku odchylonym o pewien kąt A od kierunku spinomierza północnego. Porównując pomiary obydwu spinomierzów i Bell wyznaczył funkcje korelacji wskazującą w jakim stopniu spin cząstek w jednym strumieniu związany jest ze spinem drugich. Powtarzamy eksperyment i wykonujemy pomiar teraz dla kąta B różnego od A. W swoim rozumowaniu Bell założył, że obserwowane wartości spinów nie są losowe, lecz zależą od ukrytych parametrów.

Bell na podstawie takiego doświadczenia sformułował nierówność uwzględniającą relacje funkcji korelacji dla kątów A i B. Mając na uwadze teorie ukrytych parametrów, według której stan cząstek nie jest losowy lecz wynika z pewnej wewnętrznej, deterministycznej dynamiki opartej na ukrytych parametrach, Bell doszedł do wniosku, że układ ewoluujący zgodnie z jakąś teorią ukrytych parametrów musi spełniać nierówność. Przeprowadzone eksperymenty jednak wykazały, że owa funkcja korelacji nie spełnia nierówności Bella. Powszechnie zostało to uznane że mechanika kwantowa musi być probabilistyczna[2]. Czy nierówność Bella wyklucza jakąkolwiek teorię ukrytych parametrów? Nierówność ta została sformułowana z założeniem lokalności. Zatem na pewno wyklucza wszystkie deterministyczne, lokalne teorie z ukrytymi parametrami. Roger Penrose powtarza konkluzje wynikającą z nierówności Bella: “żadna teoria lokalna (klasyczna czy teoria zmiennych ukrytych) nie pozwala na uzyskanie poprawnych, zgodnych z mechaniką kwantową prawdopodobieństw”[3].

Penrose opisuje w nieco odmienny sposób problem Bella, w jego propozycji wyraźniej widać nielokalny przeskok. Na początek przedstawia klasyczny eksperyment myślowy Einsteina, Podolskiego, Rosena w ujęcia Davida Bohma. Mianowicie bierze pod uwagą rozpad pojedynczej cząstki bez spinu w wyniku czego powstają dwie cząstki o spinie ½, które określa jako elektron i pozyton. Oczywiście analogicznie obydwie cząstki poruczają sie w przeciwnych kierunkach. Suma spinów obydwu cząstek musi być różna stanowi początkowemu, zatem niezależnie od kierunku pomiaru spinu elektronu spin pozyton zawsze będzie przeciwny. I zgodnie z charakterem wszystkich eksperymentów tego typu niezależnie od odległości cząstek ich spin zawsze będzie uzgodniony w taki sposób, że:

|Q> = |E↑> |P↓>-|E↓>|P↑>.

E jest elektronem, a P pozytonem. Jakikolwiek byśmy wzięli kierunek pomiaru spiny, po pomiarze spinu elektronu, pozyton miałby dokładnie przeciwną wartość. Przeskok wartości pozytonu jest przeskokiem nielokalnym, niezależnym od odległości od elektronu. Jest to klasyczne ujęcie eksperymentu myślowego Ensteina, Podolskiego, Rosena (EPR).

Penrose opisuje podobny eksperyment który doczekał się empirycznego sprawdzenia. Mowa tutaj o eksperymencie Alaina Aspecta (1986) wykonanego na parach fotonów. Eksperyment wykorzystywał polaryzację par fotonów zamiast par cząstek o niezerowej masie o spinie ½ jak przedstawiłem to powyżej. Foton mają spin równy 1. Nowością w eksperymencie Aspecta było to, iż wybór kierunku pomiaru spinu fotonu był dokonywany już podczas loty danej pary. Zatem informacja z jednego detektora spinu do fotonu przy drugim detektorze musiałby zostać przekazana z szybkością światła. Na czym dokładnie to polega? Mimo tego, iż oba fotony oddalają się od siebie, wektor stanu opisuje wciąż ich układ. Czyli wektor stanu przypisany jest całości nie każdemu fotonowi z osobna. Fotony na razie nie mają określonej polaryzacji, polaryzacją jest własnością całego układu. W przypadku pomiaru polaryzacji jednego z nich, wektor stanu układu przeskakuje w taki sposób, iż drugi foton posiada również określoną polaryzację[4]. I gdy zmierzymy polaryzację drugiego fotonu otrzymamy wynik zgodny z przewidywaniami mechaniki kwantowej. Parodoksalnie jednak pomiar pierwszego nie leży w stożku światła drugiego i odwrotnie – są one rozdzielne przestrzennie. W takim przypadku chociażby pytanie który pomiar został dokonany wcześniej traci sens. Na podstawie powyższych danych Penrose uważa, że takie przedstawienie eksperymentu Aspecta świadczy o niezgodności mechaniki kwantowej ze szczególna teorią względności[5], która w gruncie rzeczy jest teorią lokalną.


[1] por. Ian Stewart Czy Bóg Gra w Kości?, Wydawnictwo naukowe PWN, Warszawa 2001, s. 388

[2] por. Ian Stewart Czy Bóg Gra w Kości?, Wydawnictwo naukowe PWN, Warszawa 2001, s. 390

[3] Roger Penrose Nowy Umysł Cesarza, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2000, s. 316

[4] por. Roger Penrose Nowy Umysł Cesarza, Wydawnictwo Naukowe PWN, Warszawa 2000, s. 321

[5] tamże, s. 322

Ewolucja Rozumienia Metody Naukowej od Bacona do Poppera

5/5 - (8 votes)

Chciałbym przedstawić problem ewolucji metody naukowej. Mam zamiar zrobić to w trochę inny sposób, niż jedynie jako historyczny rys tej ewolucji. Omawiając poszczególne sposoby rozumienia metody naukowej chcę wskazać ich mocne i słabe punkty, pokazać na ile są fałszywe, a także co wnoszą do współczesnego rozumienia metody naukowej. Myślę, że w podobny sposób ujął to Popper w swoich tekstach. Popper zadaje pytanie o źródła wiedzy. Pytanie wiąże się ze starym sporem między brytyjską a kontynentalną szkołą filozofii, mianowicie ze sporem racjonalizmu z empiryzmem. Czy w kontekście tego sporu uda nam się wskazać źródła wiedzy? Popper odpowiada, “że ani obserwacji, ani rozumu nie da się traktować jako źródeł wiedzy w tym sensie, w jakim do dziś za takie uchodzą”.

Według Kanta pytanie skąd pochodzi ludzka wiedza jest jednym z trzech najważniejszych pytań jakie człowiek może sobie zadać [2]. Jak próbowali odpowiedzieć na to pytanie poprzednicy Kanta? Bacon i Kartejusz mawiali, że człowiek nosi źródła wiedzy w sobie: są ta zdolności postrzegania zmysłowego. Dzięki obserwacjom i intelektualnej intuicji możemy odróżnić prawdę od fałszu. Jest to bardzo optymistyczna koncepcja. Popper proponuje się chwilę zatrzymać i przemyśleć doktrynę, którą implicite niesie ze sobą ta optymistyczna epistemologia. Mianowicie ma na myśli koncepcję oczywistości prawdy mówiącą o tym, iż gdy stajemy w obliczu nagiej prawdy, jest ona wtedy zawsze rozpoznawalna. Prawda niejako sama się ujawnia. Taka koncepcja prawdy to trzon filozofii Kartezjusza i Bacona. U Descartes’a będzie nazwana veracitas dei, u Bacona veracitas naturae. Tak pierwszy z nich uważał to co jasne i wyraźnie rozpoznawane jako prawda musi nią być. Bacon widział przyrodę jako otwartą księgę, ten kto ją czyta umysłem nieuprzedzonym nie może się pomylić, a jedynym źródłem błędu są przesądy – pojęcie de facto ukute przez Bacona. Taka wizja nieuprzedzonej obserwacji została później nazwana obserwacjonizmem. Takie optymistyczne teorie mają swoje dobre i złe aspekty. Optymistyczne nastawienie człowieka przyczyniło się do rewolucji naukowej i przemysłowej, której prorokiem był sam Bacon [3].

Przekonanie jednak, iż prawda jest oczywista jest źródłem przeróżnych fanatyzmów, jednak nie będę szerzej rozwijał tego tematu. Przyjrzyjmy się koncepcji Bacona, który swą optymistyczną metodę interpretatio naturae przeciwstawia, będącej źródłem błędów, metodzie anticipatio mentis. Można ją krótko scharakteryzować za pomocą słów – czysta obserwacja i potem indukcja. Bacon uważa, że interpretacja księgi natury, a właściwie powinniśmy użyć słowa odczytanie tej księgi jest wolne od błędów pod warunkiem uprzedniego oczyszczenia umysłu z przesądów. Antycypacje umysłu – tak Bacon nazywał wszelkie spekulatywne próby rozwiązania problemów naukowych – są skazane na porażkę. Bacon był zwolennikiem obserwacji przyrody bez jakichkolwiek założeń (o ile to jest w ogóle możliwe), a później uogólnianie i wyciąganie wniosków na zasadzie indukcji. Dla Bacona popperowska metoda stawiania i obalanie hipotez byłaby anticipatio mentis. 

Koncepcja Bacona ma wiele słabych punktów. Po pierwsze metoda indukcji nigdy nie daje ostatecznej pewności. Po za tym czy jest możliwa obserwacja bez wcześniejszych założeń? Czy możemy obserwować do końca nie wiedząc co obserwujemy i na co mamy zwrócić uwagę? Bacon wraz z Kartezjuszem wierzyli w wiedzę pewną możliwą do osiągnięcia przez człowieka. Zatem popperowska metoda stawiania hipotez nie byłaby zadowalająca. Obie koncepcje, zarówno Bacona jak i Kartezjusza, uznają za źródło wiedzy jakiś absolut. Dla Kartezjusza tym pewnikiem wiedzy będzie Bóg, natomiast Bacon zastępuje Boga przyrodą. Tak Bacon przypisał wyższość obserwacji ze względu na dostęp do prawdy, a Kartezjusz przyznał wyższość intelektowi [4].

Przedstawmy teraz nieco odmienna koncepcję metody naukowej jaką stosował Galileusz. Fizyka Kartezjusza, będąca owocem jego koncepcji prawdy oczywistej nie utrzymała się zbyt długo. Inaczej mają się osiągnięcia Galileusza. Galileusz wierzył, że to właśnie śmiałe i spekulatywne hipotezy mogą nas uwalniać od przesądów. Galileusz miał na myśli w szczególności teorię ciał niebieskich Kopernika. Bacon odrzuciłby teorie Kopernika mając ją za spekulatywną i prowadzącą do przesądów. Jednak postulat Bacona o odrzucaniu wszelkich spekulatywnych teorii i wyzbywaniu się przesądów, idoli przed rozpoczęciem obserwacji staję się punktem wyjściowym krytyki jego poglądów. Popper powie, że nie ma żadnego kryterium, dzięki któremu moglibyśmy rozpoznać przesąd i go go odrzucić przed obserwacją. Popper uważa, że wszelka obserwacja jest interpretacją faktów w świetle jakiejś teorii. Zawsze posługujemy się jakimiś teoriami choć nie zawsze jesteśmy tego świadomi. Popper następnie stawia pytanie o zasadność empiryzmu w postaci: czy obserwacja jest ostatecznym źródłem naszej wiedzy? Przykładem odpowiedzi na to pytanie będzie empiryzm prezentowany przez Hume’a. Hume pytając kogoś o źródło jego twierdzenia zapytałby “skąd wiesz?”, albo inaczej na jakich obserwacjach oparte jest twoje twierdzenie? Według Poppera taki ciąg nie prowadzi do niczego, ponieważ w istocie jest regressus ad infinitum. 

Dla Hume’a i innych empirystów źródłem wiedzy pozostaje obserwacja, lecz pytanie która obserwacja? Według Poppera będzie to cofanie się do źródeł ostatecznych itd. Ponadto Popper zwraca uwagę na inny argument, mianowicie wiedza czysto obserwacyjna, nieprzekształcona przez interpretacje ani żadną teorię jest jałowa i próżna5. Popper uważa, że jeśli wątpimy w jakieś twierdzenie, to naturalną procedurą jest jego sprawdzenie, a nie doszukiwanie się jego źródeł jakby chciał tego Hume. Dla Poppera jest to pomieszanie problemów, pomieszanie pytania o pochodzenie z pytaniem o ważność [6], pytanie empirystów jest źle postawione. Źródła poglądów lub często teorii naukowych są często ukryte lub bardzo zawiłe. Nie wyklucza to jednak prawdziwości tych poglądów czy teorii. Popper mówi, że istnieje wiele źródeł wiedzy, ale na pewno źródłem nie jest wyłącznie obserwacja. Pytanie empirystów było postawione w dobrej wierze, chodziło im o znalezienie pewnych źródeł wiedzy, godnych zaufania, jednak jak pisze Popper takie idealne źródła nie istnieją, dokładnie pisze, że należałoby założyć, iż takich źródeł nie ma. Tutaj pojawia się punkt zwrotny całej metody naukowej.

Może nie należy pytać o pewne źródła wiedzy, lecz jak lepiej i najpewniej wykrywać i eliminować błędy? Na tle wyżej opisanych koncepcji metod naukowych, po wskazaniu ich słabych i mocnych stron zaczyna jawić się nowa popperowska koncepcja metody naukowej. Popper na pytanie Hume’a o pewne źródła wiedzy odpowiada, że nie wie, mówi, iż jego poglądy to domysły. Jak widzimy nie zgadza się to też z kartezjańskim czy Bacona ideałem wiedzy. Mówi, iż prawdziwość nie zależy od rodowodu. Jeśli ktoś chce rozwiązać jakiś problem powinien za pomocą domysłów i przypuszczeń sformułować hipotezę i potem usilnie próbować ją skrytykować i sprawdzić. Przyjrzyjmy się wyraźniej jak jawi się wyewoluowana koncepcja metody naukowej według Poppera. Nie istnieją ostateczne źródła wiedzy, wszystkie źródła i sugestie są mile widziane, lecz podlegają krytyce. Sprawdzamy czy fakty są zgodne z naszymi teoriami. Tradycja jest cennym źródłem wiedzy. Popper uważa, że wiedza nie rodzi się z niewiedzy (jakiejś tabula rasa) czy też z samej obserwacji. Rozwój wiedzy polega na modyfikacji wiedzy już zdobytej. Nie posiadamy wbrew życzeniom poprzedników kryterium prawdy, jedynie dysponujemy jakimiś kryteriami, które pozwalają wykryć błąd czy fałsz. O prawdzie nie świadczy ani koherencja, ani jasność i czystość, ani też źródło wiedzy. Jednak brak koherencji, czy mętność może świadczyć o błędzie [7].

Każda obserwacja jest interpretacją faktów, nie istnieje coś takiego jak czysta obserwacja. Droga dla indukcji zostaje zamknięta. Popper, jak widzimy, widzi perspektywę rozwoju nauki na zasadzie stawiania śmiałych i czasem obrazoburczych hipotez. Podlegają one krytyce i sprawdzaniu. Muszą posiadać istotną cechę sprawdzalności – falsyfikowalności. Jeśli dana teoria nie daję się sprawdzić, dokładnie nie może być obalona – jest teorią nieempiryczną, nie znaczy, że nie prawdziwą. Popper zwraca w tym punkcie uwagę na jeszcze jeden ważny aspekt. Niekiedy bywa tak, że pewna teoria wydaje się niesprawdzalna, lecz zostaje sprawdzona za jakiś czas. Tak się zdarzyło z teorią cząstki neutrino, teoria wydawała się całkowicie niesprawdzalna, lecz po kilku latach została sprawdzona i dobrze potwierdzona [8].

Tak zatem widzimy, że żadna teoria, nawet bardzo dobrze potwierdzona nie musi być teorią ostateczną. Zawsze może pojawić teoria lepsza, która dokładniej bądź szerzej opisuje dany aspekt rzeczywistości. Tak zdarzyło się z teorią grawitacji Newtona, która zawsze była uważana za ideał wiedzy pewnej i sprawdzonej. Pojawiła się teoria względności, która lepiej ujmuje to zagadnienie. Popper uważa, że teoria Einsteina nie tylko zniszczyła autorytet Newtona, lecz zrobiła coś znacznie ważniejszego – zniszczyła autorytaryzm w nauce [9].

Z powyższych rozważań wynika jawnie, że nasza wiedza nie jest wiedzą pewną, lecz hipotetyczną i przypuszczalną, a jej rozwój to głównie uczenie się na błędach. Nie jest to byle jakie uczenie sie na błędach, lecz jest ono systematyczne, jak wyraźnie zarysowuje i pokazuje to koncepcja Poppera. Nasza wiedza przyrasta w miarę jak przechodzimy od starych problemów do nowych. Po za tym ta wiedza którą posiadamy jest ważna. Bacon mylił się gloryfikując czystą obserwację. Musimy wiedzieć co obserwować. Dla starożytnych greków problem cząstki neutrino nie istniał. Musimy już mieć pewną wiedzę, żeby dostrzec pewne problemy. Zgadzam się z Popperem, że ważnym źródłem wiedzy jest tradycja. Przykładem mogą być choćby teksty z których skorzystałem podczas pisania tej pracy. Popper odnosi się do pewnych problemów, które miały miejsce w przeszłości, lecz ich ponowne przemyślenie prowadzi do nowych wniosków. Na tle tych problemów ujawnia się własna (Poppera) koncepcja metody naukowej – w skrócie problemy, teorie, krytyka, a „a idea lepszego przybliżenia do prawdy jest w istocie celem” naszych wysiłków [10].


Bibliografia

1. K. R. Popper, O źródłach wiedzy i niewiedzy w: Droga do wiedzy, przeł. S. Amsterdamski, Warszawa 1999, s. 11-57.

2. K. R. Popper Nauka: problemy, cele odpowiedzialność, s. 95-129

Przypisy

1 K. R. Popper O źródłach wiedzy i niewiedzy, s. 13

2 Tamże, s. 13

3 Optymizm Bacona przyczynił się między innymi do powstania Royal Society, por. K. R. Popper Nauka: problemy, cele odpowiedzialność, s. 95

4 por. K. R. Popper O źródłach wiedzy i niewiedzy, s. 35

5 por. tamże, s. 45

6 por. tamże, s. 48

7 por. tamże, s. 55

8 por. K. R. Popper Nauka: problemy, cele odpowiedzialność, s. 101

9 por. tamże, s. 105

10 por. tamże, s. 121