Grek Zorba i Nietzsche

5/5 - (2 votes)

Praca ta bardzo długo chodziła mi po głowie. Poprzedziła ją najpierw fascynacja filmem, ,Grek Zorba”, ze wspaniałą tytułową rolą Anthoniego Quinna, a następnie książką Nikosa Kazantzakisa, na podstawie której został on zekranizowany. Poprzedziło ją także pogłębione i mam nadzieję, pozbawione przesądów zaznajomienie się z filozofią Fryderyka Nietzschego. Moja niedawna lektura „Narodzin tragedii z ducha muzyki” potwierdziła dawną intuicję. Intuicja ta jest zarazem tezą niniejszej pracy i brzmi ona następująco: Grek Zorba jako postać i bohater książki spełnia nietzscheańskie marzenie o nadczłowieku.

Oczywiście, pomiędzy filozofią niemieckiego myśliciela, a postępowaniem Zorby zachodzą pewne różnice i to nie wątpliwie na korzyść tego drugiego, nie mniej jednak tęsknota Nietzschego i postać Zorby wywodzą się z tego samego źródła, którym jest ……… no właśnie, tego na razie zdradzić nie mogę, chociaż co domyślniejsi czytelnicy pewnie już się wiedzą, kto za tym wszystkim stoi. Zanim przejdę do uzasadniania tezy, chciałbym najpierw przyjrzeć się narratorowi opowieści Kazantzakisa. Jest on wrażliwym intelektualistą, gryzipiórkiem jak nazywa go, nie bez złośliwości Zorba, idealistą, który chciałby poświęcić się dla ludzkości, chociaż nie wie jak, człowiekiem rozumu, obeznanym jednak ze światem poezji i tzw. wysokiej kultury, nie będącym wyznawcą żadnej religii, zmagającym się jednak wewnętrznie z buddyzmem. W interpretacji Nietzschego bynajmniej nie byłby on „człowiekiem teoretycznym”, reprezentowałby on raczej „światopogląd tragiczny”, byłby więc człowiekiem, którego odpowiedzią na grozę świata jest współczucie , filozofem, poszukującym wyższego ładu ponad chaosem materii, pragnącym rozpaczliwie połączyć ciało z duchem, wędrowcem, poszukującym w świecie chwil spokoju i harmonii, a jednocześnie zaskakująco biernym, osamotnionym, dostrzegającym pustkę ludzkiego życia, człowiekiem przepełnionym jednak tajemniczym poczuciem radości i pełni, której obrazem jest uśmiech Buddy. Wszystko to jest ideałem dla narratora, ideałem, który po spotkaniu z Zorbą zostanie głęboko zachwiany.

A kim jest Grek Zorba?

Tu odsłaniał się prawdziwy człowiek, brodaty satyr krzyczący radośnie do swego boga. W jego obliczu człowiek kultury kurczył się w kłamliwą karykaturę.*

W przeciwieństwie do narratora powieści, Zorba zachował w sobie naturalne, pozbawione iluzji postrzeganie i przeżywanie świata. Być może jest to klucz do tajemnicy Zorby – głębokie, esencjonalne doświadczenie własnego istnienia w świecie. Zorba w każdej sytuacji pozostaje prawdziwy, kiedy coś robi, nie pamięta o niczym innym i nic nie jest dla niego ważne – kiedy pracuje, zajęty jest wyłączne pracą, kiedy tańczy to tańczy, kiedy kocha to kocha – aż do szaleństwa – gdy był garncarzem obciął sobie palec, ponieważ wkręcał się w koło, odstawał i psuł najdoskonalsze kształty. Zorba jest człowiekiem gorących uczuć, silnym mężczyzną, prostym i bezceremonialnym, ale nie te cechy świadczą o jego wyjątkowości, posiadają je przecież także greccy chłopi. Zorba jest wyjątkowy ponieważ jest mędrcem. Chociaż wcale za takowego się nie uważa. W jego sposobie bycia, w nieustannej ciekawości, w nieustającym zdziwieniu nad światem, drugim człowiekiem, mułem ( jak to możliwe, ze istnieje zwierze takie jak muł !? ) jest coś z jednej strony wzruszającego, prawdziwie, nie infantylnie, dziecięcego, z drugiej coś z postawy filozofa, który dotąd jest godny miana miłośnika mądrości dokąd nie traci w sobie zdolności zdziwienia.

    – Co się dzieje, szefie! – zawołał zdumiony. – Słowo daję, po raz pierwszy widzę świat! Co to za cudo, szefie, tez lazur, który kołysze się het, daleko? Jak to się nazywa? Morze? Morze? A to w zielonym fartuchu w kwiatki? Ziemia? Jaki artysta to stworzył? Słowo daję szefie, po raz pierwszy to wszystko widzę!
Jego oczy napełniły się łzami
– Cóż to, Zorba? – zawołałem. – Straciłeś głowę?
– Nie śmiej się nie widzisz, że to są jakieś czary?
Wybiegł na dwór, zaczął tańczyć i tarzać się w trawie jak źrebak na wiosnę.

Zachwyt nad światem – aż do upojenia, postrzeganie wszystkiego – zawsze na nowo, ale bez fałszywej egzaltacji, bez postawy zdystansowania, ubierania w słowa swoich uczuć i myśli, jednocześnie wielkie pragnienie, żeby to uczynić, podzielić się, opisać, oddać to, co zachwyca, wszystko to charakteryzuje Zorbę, który sam nie wiedząc o tym, realizuje postulat Nietzschego o wyjściu poza zasłonę słów. Nie tylko Nietzschego, ale i wielu innych filozofów, jak stwierdza narrator, Zorba jednym skokiem wchodzi tam, gdzie inni wspinają się całe życie. Zorba nie jest jednak człowiekiem ciągle upojonym szczęściem , doświadczającym życia z wdzięcznością i radością – nie jest ani franciszkaninem ani chasydem. Chwile upojenia i jedności Zorba dzieli na przemian z trwogą i smutkiem. Gdy po raz pierwszy w powieści Kazantzakisa pojawia się Zorba, zwraca uwagę jego opis: Największe wrażenie zrobiło na mnie jego zachłanne, uporczywe spojrzenie, jego oczy, smutne, niespokojne, drwiące i pełne ognia.

W ,,Narodzinach tragedii„ Nietzsche przedstawia obraz starożytnych Greków, którzy wykraczając poza zasłonę iluzji, doświadczając w dionizyjskim szale jedności świata, w najgłębszej jego naturze, w radości, powracali postrzegając świat jako roztrzaskany, wewnętrznie rozdarty, wymykający się wszelkim opisom i prawdom, świat budzący trwogę. Jest to wielki paradoks bachicznej religijności Greków: w okrzyku Evoi Bachhai! ogarnięci szałem dotykali prawdy o sobie samych, prawdy nie przekładalnej i nie przetłumaczalnej, prawdy życia, która, będąc jedynie ulotną chwilą, przynosząc chwilowe ukojenie, pozostawiała swoich wyznawców odartemu z maski ułudy światu, stającemu przed ich oczami w swojej prawdziwej postaci – chaosie niespokojnych i wrogich człowiekowi żywiołów. Świat będący chaosem, wymagający interpretacji, która umożliwiła by zapanowanie nad nim ( wola mocy ) i równocześnie świat, którego najgłębszą naturą jest jedność – zaprzeczenie chaosu. Pragnienie jedności łączy ludzi wszystkich epok, pragnienie jedności jest także pragnieniem, afirmacją życia, któremu przeciwstawiają się skostniałe formy religijności, czy moralności, Nietzsche uważa także, że przeciwstawia mu się postawa teoretyzująca, rozumowa, pewien szczególny typ sokratejskiego optymizmu. We współczesnych sobie czasach, Nietzsche dostrzegł, że zasłona słów, zaklęć, ideologii zaczyna pękać, a ludziom grozi powszechny nihilizm. Jedyną postawą, która może uratować człowieka ( którego z resztą już nie ma ) jest powrót do dionizyjskiego źródła, afirmacja życia, projekt nad – człowieka.

Akcja „Greka Zorby” rozgrywa się na Krecie, w miejscu, gdzie prorokowany przez Nietzschego nihilizm jeszcze nie dotarł. Obserwujemy spokojne życie prostych mieszkańców wsi, obok wsi znajduje się klasztor, jest gospoda, w której opowiada się wieści z zewnętrznego świata. Życie ułożone według rytmu przyrody, jest ciężkie, biedne, ale wydawać by się mogło dobre i bezpieczne. Tymczasem, gdzieś głęboko, tylnymi drzwiami wkrada się Dionizos. We wsi mieszka piękna i dumna wdowa – mężczyźni pożądają ją i nienawidzą zarazem, ponieważ nie mogą jej mieć. Narrator zakocha się we wdowie, ale nie będzie potrafił jej pomóc, nie pomoże jej również Zorba. Scena śmierci wdowy – zabójstwo dokonane na oczach naszych bohaterów w którym czynny udział bierze cała wieś, jest niespodziewanym kontrastem dla lekkiej i radosnej tonacji opowieści. Odsłania ona na moment pełną okrucieństwa rzeczywistość praw rządzących społecznością greckich chłopów. Reakcje Zorby i narratora na śmierć kobiety są jednak znamiennie różne.

Położyłem się, zgasiłem lampę i od nowa zacząłem – zgodnie ze swoim nędznym, nieludzkim nawykiem – przetwarzać rzeczywistość w abstrakcję i ujmując jej krwi, ciała i kości, podciągając ją do ogólnych pojęć, aż doszedłem do tragicznego stwierdzenia, że to co się stało, było koniecznością, i co więcej, że zgadzało się z harmonią wszechświata. W końcu znalazłem ohydną pociechę: Powinno się stać to, co się stało.
(….)
Kiedy w pewnej chwili, już spokojny i pogodzony z losem, wspomniałem o wdowie, Zorba wyciągnął swoją wielką łapę i zasłonił mi usta.
– Milcz! – rozkazał stłumionym głosem
Umilkłem zawstydzony. ,,Oto co znaczy prawdziwy człowiek – mówiłem sobie, zazdroszcząc Zorbie jego bólu. – Człowiek o gorącej krwi i twardych kościach, który jeśli cierpi, pozwala płynąć szczerym gorącym łzom, a jeśli jest szczęśliwy, to odczuwa radość nie wyrozumowaną, nie przesianą przez gęsty metafizyczny przetak.
    ,,Oto co znaczy prawdziwy człowiek – mówiłem sobie, zazdroszcząc Zorbie jego bólu„. Zazdrość człowieka kultury, jest żalem za własną, utraconą niewinnością. Zorba nie jest jednak prostym dzikusem, do którego tęsknił Rousseau. Postawę starego Greka charakteryzuje pełna goryczy życiowa mądrość: – (…) Ile razy mam ci powtarzać, że w nic nie wierzę? Nie wierzę w nic i nikomu, wierzę tylko Zorbie. Nie żeby Zorba był lepszy niż inni, wcale nie! W nim też siedzi zwierzę. Wierzę w Zorbę, bo on jest jedynym, nad którym mam władzę, jedynym, którego znam, wszyscy inni są to zjawy. Patrzę jego oczami. Słucham jego uszami (…), kiedy umrę, wszystko umrze, cały świat Zorby pójdzie w diabły!
– Co za egoizm! – zauważyłem z ironią

Postrzegam świat własnymi oczami, nigdy nie spojrzę nań oczami drugiego człowieka. Mogę wierzyć tylko sobie. Kiedy umrę, umrze także mój świat. Te proste prawdy spotykają się z zarzutem egoizmu. Narrator pragnie żyć dla innych, głosi socjalistyczne poglądy równości, wyzwolenia, sprawiedliwej pracy, oświecenia, walki z zabobonem. Intencje narratora są szlachetne, ale podobnie jak sam zarzucał przyjacielowi egoizm, tak z kolei z jego ust dowiaduje się, że jest belfrem.

 – O czym to mówiliśmy przedwczoraj, szefie? Chciałeś, zdaje się oświecać lód, otwierać mu oczy! (…) Wsadzisz tylko kij w mrowisko (…) Zostaw ludzi w spokoju, szefie, nie staraj się otwierać im oczu. Gdybyś im otworzył – cóż by zobaczyli? Własną nędzę! Niech więc mają oczy zamknięte…I niech dalej śpią!
    Podobnie uważał Nietzsche: prawda o świecie i o człowieku jest prawdą trudną do przyjęcia, jest ona jedynie rozbiciem zwierciadła iluzji, nie przynosi pocieszenia.

*

 Tym chórem pociesza się głęboki i uzdolniony do najsubtelniejszych i najtrudniejszych cierpień Hellen, który przenikliwym wzrokiem wejrzał w okropne, unicestwiające dzieło tak zwanych dziejów świata, a podobnie w okrucieństwo natury i grozi mu tęsknota za buddaistyczną negacją woli. Ratuje go sztuka, a dzięki sztuce ratuje go dla siebie – życie.*

Książkę Nikosa Kazantzakisa moglibyśmy potraktować jako swoisty dialog filozoficzny prowadzony przez buddystę i dionizyjskiego Greka. Buddyzm narratora, zinterpretowany w duchu nietzscheańskim byłby czymś fundamentalnie przeciwnym postawie Greka Zorby. Postawa buddaistyczna, nazwana wcześniej światopoglądem tragicznym jest jednak, jak zauważa Nietzsche uzasadnioną odpowiedzią, jest odkryciem świata jako cierpienia, które wymaga przyjęcia wobec zamieszkujących go stworzeń określonej postawy etycznej, którą religie Wschodu nazwały współczuciem. W głębi każdego działania ukrywa się cierpienie. Stąd bardzo już blisko do negacji woli, powstrzymania się od działania, bierności. Dla Zorby świat jest za mały, ale przecież znacznie dogłębniej niż narrator poznał on życie, brał udział w wojnach, zabijał, palił, nienawidził, robił straszne rzeczy. Zorba widząc w narratorze człowieka uczonego zadaje mu rozpaczliwe pytania: dlaczego cierpimy, dlaczego wolność ojczyzny, została okupiona tak strasznymi okrucieństwami, dlaczego umieramy. Oczywiście narrator na te pytania odpowiedzieć nie może: Następnie zwrócił się do mnie:

    – Chcę, żebyś mi powiedział, skąd przychodzimy i dokąd zdążamy. Jeśli od tylu lat ślęczysz nad tą swoją czarną magią, przetrawiłeś z pięćdziesiąt ton papieru, to czegoś musiałeś się dowiedzieć!
W głosie Zorby było tyle przerażenia, że oddech zamarł mu w piersiach. O, jakże pragnąłem mu odpowiedzieć!
Byłem głęboko przekonany, że szczytem, na który może dźwignąć się człowiek, ani nie jest wiedza, ani cnota, ani dobroć, ani władza, lecz coś o wiele bardziej wzniosłego i wymagającego więcej heroizmu – święta w swej istocie groza.
– Nie odpowiadasz mi? – rzekł Zorba z trwogą.
     Jak to się stało, że Zorba, ze swoją wiedzą ( bądź niewiedzą ) o świecie nie stał się bądź cynikiem bądź co bardziej prawdopodobne przedstawicielem licznych postaw buddaistycznych? Odpowiedź być może znajdziemy w opowieści o tańcu:
     Rzucił się do tańca – klaskał w dłonie, podskakiwał, wywijał w powietrzu piruety, opadał na ugiętych kolanach i znów nogi wyrzucały go w górę. Wzlatywał w górę, jakby był z gumy. Nagle wzbił się tak wysoko, jakby chciał przezwyciężyć prawa natury i ulecieć. W tym strudzonym starym ciele wyczuwało się duszę walczącą o to, aby porwać je i wraz z nim jak meteor rzucić się w ciemności. Dusza podrywała ciało, a ono spadało, nie mogąc zbyt długo utrzymać się w powietrzu, dusza bez litości podrywała je znowu, jeszcze wyże, lecz ono, nieszczęsne opadało bez tchu.
Zorba zmarszczył brwi, twarz jego stała się niepokojąco poważna. Nie wydawał okrzyków. Zaciskając szczęki, usiłował dosięgnąć niemożliwego.
(…) -Dlaczego się nie śmiejesz? – spytał. Dlaczego patrzysz? Taki już jestem. Mieszka we mnie diabeł, który mi rozkazuje, a ja robię to, co mi każe. Ilekroć przytłoczy mnie jakieś uczucie, które mnie chciało udusić, woła: ,,Zatańcz!”, a ja tańczę i to przynosi ulgę. Kiedy mój synek Dimitrakis zmarł w Chalkidikie, też poderwałem się i zacząłem tańczyć. Krewni i przyjaciele, rzucili się aby mnie powstrzymać. ,,Zorba oszalał! – krzyczeli. – Zorba oszalał” Ale gdybym w tamtej chwili nie zaczął tańczyć, naprawdę oszalałbym z bólu. Był to mój pierworodny, miał trzy latka, nie mogłem znieść jego straty. Rozumiesz, szefie, co mówię do ciebie, czy też mówię na wiatr?

Zorba jest nie tylko tancerzem, jest również muzykiem – gra na santuri. Jego stosunek do tego instrumentu wyraża jego stosunek do sztuki.
(…) Ręce te, troskliwie i czule, jakby rozbierały kobietę, otwarły worek i wyjęły stamtąd stare santuri, wypolerowane w ciągu wielu lat, z mnóstwem strun, ozdobione mosiądzem. Grube palce pieściły je powoli, namiętnie, jakby pieściły kobietę. Potem otuliły je na nowo, jak się otula ciało ukochanej istoty, aby uchronić je przed zaziębnięciem.
(…) – Mogę pracować dla ciebie, ile zechcesz, jestem twoim człowiekiem, ale santuri to zupełnie inna sprawa. To dzikie zwierzę, które musi mieć wolność. Jeśli będę w nastroju – zagram (…) Lecz mówię szczerze – muszę mieć natchnienie. Stawiajmy sprawę jasno. Jeśli spróbujesz mnie zmuszać – wszystko skończone.

Tańcząc na przekór światu Zorba stawiał mu odważnie czoła; taniec i muzyka wyzwalały go, by dosięgając źródła, w chwili radości, w muzyce, przywrócić go na powrót życiu.

I w ten oto sposób Zorba uniknął tęsknoty do buddaistycznej negacji woli.

*

Teraz niewolnik jest wolny (…) Teraz, podczas ewangelii harmonii światów, każdy czuje się ze swym bliźnim nie tylko pojednany, pogodzony, stopiony, ale też tożsamy, jak gdyby zasłona mai została rozdarta i już tylko w strzępach po-wiewała przed tajemniczą prajednią. Śpiewając i tańcząc ukazuje się człowiek jako członek wyższej wspólnoty – oduczył się chodzić i mówić i zaraz wzleci tańcząc w powietrze. Z jego gestów przemawia oczarowanie.*

Ostatnia scena filmu „Grek Zorba”. Właśnie doszło do totalnej katastrofy. (Jaka piękna katastrofa!) Na oczach wszystkich zawaliła się kolejka linowa, która miała przynieść bohaterom bogactwo. Świadkowie wzięli nogi za pas. Robotnicy, mnisi – wszyscy uciekli. Zorba i narrator pozostają na plaży sami. Zaczynają tańczyć.
Wstałem
– Chodź, Zorba! – zawołałem. – Naucz mnie tańczyć!
Zorba podskoczył, jego twarz zajaśniała.
– Tańczyć szefie? – krzyknął – Tańczyć! Chodź!
– Jazda, Zorba! Moje życie odmieniło się. Śmiało!
(…) Poszliśmy w taniec. Zorba poprawiał mnie delikatnie, poważny i cierpliwy. Nabierałem odwagi, miałem uczucie, jakby moim ciężkim stopom przyprawiono skrzydła
– Brawo, jesteś asem! – krzyknął Zorba, klaszcząc w ręce, aby utrzymać tempo – brawo mój chłopcze! Precz z papierzyskami i atramentem! Precz z majątkiem i zyskiem! Precz z kopalniami i klasztorem! Teraz, kiedy możesz tańczyć, znasz moją mowę. Nareszcie będziemy mogli pogadać.

*

Czy Grek Zorba spełnia marzenie Nietzschego o nad-człowieku? Co różni nad-człowieka i Zorbę? Zasadniczo dwie sprawy: pierwsza – stosunek do kobiet, postawa Zorby jest całkowitym zaprzeczeniem słów: gdy idziesz do kobiety weź, ze sobą bat. Zorba traktował kobietę jako największą tajemnicę, traktował każdą z największą czułością ( tak jak santuri ). „Wino, kobiety i śpiew” to dewiza spadkobiercy dionizyjskich Greków, podczas gdy Nietzsche, bałwan jeden, wybrałby, tylko pierwsze i ostatnie. Drugą różnicą jest naturalna religijność Zorby. Projekt nadczłowieka powstał w świecie, w którym Nietzsche ogłosił „śmierć Boga”. Nie mniej trudno odrywać upojenie dionizyjskie, w którym Nietzsche dostrzegł afirmację i źródło życia od religijności Greków. Osobną sprawą jest powikłany i niejednoznaczny stosunek Nietzschego do religii, a do chrześcijaństwa w szczególności. Czy niemiecki filozof nie szukał syntezy pomiędzy chrześcijaństwem, a dionizyjską afirmacją życia? To bardzo ryzykowna, ale możliwa interpretacja spuścizny Nietzschego. „Rogata” i niepokorna dusza Greka Zorby jest być może odblaskiem religijności, której poszukiwał Nietzsche? Z pewnością „Grek Zorba” wyraża nietzscheańską tęsknotę do życia prawdziwego, wolnego, do braterstwa i siły – umiejącej stawić czoła światu. Wspólnym źródłem opowieści o Zorbie i filozofii nietzscheańskiej jest mit Dionizosa. Czy Grek Zorba spełnia marzenie Nietzschego o nad- człowieku? Sadzę, że tak. Każdy ma takiego Nietzschego, na jakiego zasługuje. Ja swojego Nietzschego zobaczyłem przez pryzmat „Greka Zorby”.

Maciej Gorczyński – student filozofii na UG


Przypisy:

Cytaty zaznaczone * – „Narodziny tragedii z ducha muzyki”, tłum. W.Berent
Pozostałe cytaty: „Grek Zorba” Nikos Kazantzakis, tłum. Nikos Chadzinkolau